W samo południe w naszym tradycyjnym miejscu spotkań rowerowych, czyli pod pomnikiem papieża, znalazło się kilkanaście osób na rowerach. Widok o tyle niecodzienny, że dookoła leżał śnieg i każdy raczej szukał sposobu na ogrzanie się w zaciszu domowych pieleszy niż dla większości wątpliwych atrakcji na mrozie. Każdy, ale nie Leniwce :) Kolorowa grupa nie zwracając większej uwagi na krytyczne, nieraz pełne zdziwienia albo zszokowane spojrzenia przechodniów i ludzi marznących na przystankach w oczekiwaniu na autobus skierowała się w stronę PKP, skąd uliczkami oraz przez pole dotarła na skraj podsiedleckich lasów. Jeszcze chwila w śniegu po osie i byliśmy w miejscu docelowym imprezy, czyli w lesie w pobliżu rezerwatu Gołoborz.
Wszystko zaczęło się, gdy Darek nieopatrznie wspomniał, że jego szwagier jest księdzem na parafii pod Kazimierzem Dolnym i ma wolne pomieszczenia, w których chętnie przenocuje rowerzystów, gdyż sam też trochę jeździ. Zanim Darek pomyślał, czy dobrze zrobił, Trzmiel ogłosił wszem i wobec, że jedziemy :-) Co prawda jeszcze nie było wiadomo, gdzie to dokładnie, ani kiedy byłoby to możliwe, ale "jedziemy" :-)
Czytaj więcej: Kazimierz Dolny i okolice - 11-12 listopada 2005 roku
Dzień pierwszy - 29 kwietnia
Tradycyjnie rajd majowy w tym roku rozpoczął się poranną mszą świętą w kościele p.w. św. Stanisława w Siedlcach. Po mszy wszyscy uczestnicy spotkali się pod kaplicą, gdzie czekały już zapakowane poprzedniego dnia samochody. Pogoda na razie nie rozpieszczała: było przenikliwie zimno, wilgotno, zaś po niebie snuły się całe tabuny szarych chmur. Nie zniechęciło to jednak chyba nikogo, gdyż już nieraz dane nam było ruszać nawet w deszcz i jakoś nikt później nie narzekał...
Poniedziałek - 13 września
5 rano - pobudka. O zgrozo! Zimno, ciemno, ale trzeba się szykować na pociąg o szóstej z minutami. Jak na PKP przystało pociąg stał nie wiadomo po co na stacji, więc na dzień dobry mieliśmy opóźnienie względem rozkładu o dobre 15 minut. Daruję już sobie w tym miejscu moją opinię o kolei, bo oto już około ósmej byliśmy na wschodnim, gdzie czekał na nas już Glider ze swoją Nexią WRC ;-)
Zapakowaliśmy nasze rumaki na dach i w drogę. Nie spodziewaliśmy się niezliczonej ilości remontów na trasie, toteż na miejscu w Szklarskiej Porębie zjawiliśmy się kilka godzin później, niż wcześniej było zaplanowane, bo dopiero około 17. Całe szczęście szybko znaleźliśmy zakwaterowanie w Górnej Szklarskiej. Ponadto postanowiliśmy darować sobie większe żarcie, żeby móc jeszcze tego dnia się rozeznać w okolicy i poczuć odrobinę wolności na rowerkach po całym dniu jazdy. Świadomi zbliżającego się zmroku dosiedliśmy pojazdów i ruszyliśmy w dół do centrum miasta. Dalej obraliśmy już kierunek na zielony szlak, który miał nas zaprowadzić do wsi Michałowice.
Nadeszło lato a wraz z nim przyszła pora na zrealizowanie kolejnej wakacyjnej przygody. Po długich targach i niezliczonych koncepcjach w końcu została ustalona trasa naszego rajdu rowerowego anno domini 2004. Tym razem zamierzaliśmy dotrzeć do rumuńskiej Oradei. Egzotyka owego przedsięwzięcia u niektórych wzbudzała dreszczyk emocji, innych natomiast przyprawiała o palpitacje serca. Nie mniej postanowiliśmy konsekwentnie zrealizować nasz plan. Po początkowych problemach ze skompletowaniem składu nasza grupa rajdowa zamknęła się liczbą siedemnaściorga osób. Tym razem zrezygnowaliśmy z towarzystwa autokaru. Postanowiliśmy, iż wystarczy nam bus z przyczepką. Ustaliliśmy także, iż dniem początkowym naszej eskapady będzie 15 lipiec.